poniedziałek, 23 czerwca 2014

10.

Cześć dziewczyny (i chłopaki)! Postanowiłam, że nie będę opisywać moich historii z przeszłości (przynajmniej na razie) i skupię się na tych bardziej aktualnych. Wkrótce postaram się zrobić notkę bardziej praktyczną, a mianowicie - ceny w Los Angeles. Spróbuję podzielić ją na kilka kategorii: jedzenie, kosmetyki, ubrania, wstępy/opłaty. Myślę, że taka notka będzie bardzo przydatna dla osób, które planują odwiedzić Kalifornię i nie wiedzą, czego się spodziewać. Także zabieram się do pracy, a Was przepraszam za tak długą przerwę - jak już wspominałam systematyczność nie jest moją mocną stroną :( poprawię się ;)

niedziela, 8 czerwca 2014

9.

Jestem niesamowicie zła, ponieważ napisałam naprawdę długiego posta o orientation... I nie wiem dlaczego, ale cały się skasował :( w związku z tym dziś znowu trochę fotek, a na dniach postaram się napisać posta od nowa. Wrrrr...

Lodowisko w Central Parku

Central Park zimą ;)

 

Hotel Plaza

Central Park

Lodowisko widziane z góry ;)



 

Flatiron Building

Widok na Empire State Building ;)

Brooklyn Bridge


Widok na Manhattan

Statua Wolności z baaaardzo daleka :P

wtorek, 3 czerwca 2014

8.

Dzisiaj trochę o tym, jak wyglądała moja podróż do Nowego Jorku :) wylatywałam 27 stycznia z Warszawy, jakoś w okolicy południa - ponieważ mieszkam w Krakowie, musiałam wyjechać o 6 rano, żeby zdążyć na czas. Na Okęciu bez problemu znalazłam swoją bramkę i pozostało tylko cierpliwie czekać ;) kilka dni wcześniej dostałam od agencji kontakt do dziewczyn, które lecą razem ze mną - od razu do nich napisałam. Z Darią poznałam się właściwie zaraz po przybyciu na lotnisko, a z Leną dopiero przy odprawie. Pożegnanie z rodzicami nie było łatwe, chociaż do ostatniej chwili właściwie tak naprawdę nie docierało do mnie, że nie będę ich widziała cały rok! Rozkleiłam się dopiero, jak zniknęli gdzieś w tłumie... Odprawa i kontrola bezpieczeństwa poszła nam bardzo szybko i już wkrótce zajmowałyśmy miejsca w samolocie. Nasz pierwszy lot był krótki - bo tylko do Londynu. Przesiadka w Heathrow trwała nieco ponad godzinę, a lotnisko jest ogromne, więc szybko udałyśmy się do naszej bramki. Samolot z Londynu do NYC był wieeeelki, bardzo wygodny i na szczęście nie zapełniony do końca - między mną, a Leną było wolne miejsce, więc mogłyśmy się rozwalić całkiem komfortowo ;) wcześniej przez internet wybrałam sobie oczywiście miejsce przy oknie ;) każdy miał do dyspozycji swój "komputer pokładowy" ;) z pokaźną kolekcją filmów, seriali, muzyki i gier do wyboru, więc czas w samolocie minął mi całkiem szybko. Niedługo przed lądowaniem każdy pasażer dostał kartkę z deklaracją celną do wypełnienia - należało tam tylko napisać, że nie przewozicie nic do celów komercyjnych ani nic nielegalnego, wpisać swoje dane i adres w USA. Po lądowaniu czekała nas kontrola imigracyjna - muszę przynać, że miałam tutaj sporego stresa. Kolejka była ogromna, ale na szczęście wszystko szło bardzo sprawnie. Trafiłam na sympatycznego (chociaż wyglądającego BARDZO groźnie) funkcjonariusza. Zrobiono  mi zdjęcie i pobrano odciski palców, musiałam pokazać paszport z wizą i wyjaśnić, po co tutaj jestem. Moje koleżanki już dawno czekały na odbiór bagażu, a ja wciąż stałam przy okienku (przeszło 15min) - okazało się, że pan za biurkiem od niedawna uczy się polskiego, bo ma dziewczynę z Polski ;) na koniec przybił mi kilka pieczątek oraz życzył udanego roku w Stanach. Odebrałam bagaż i udałyśmy się w stronę wyjścia - tam należało oddać nasze deklaracje celne w kolejnym okienku. W poczekalni szybko odnalazłyśmy przedstawiciela APiA, ale okazało się, że musimy poczekać na samolot z Francji i trzy kolejne au pair. Kiedy dziewczyny wreszcie dotarły, wyszliśmy na zewnątrz poczekać na nasz samochód - pogoda była okropna! W Stanach trwała właśnie zima dziesięciolecia, więc nawet kilka minut na mrozie było bolesnym przeżyciem... Na szczęście wkrótce podjechał po nas van - kierowca załadował nasze bagaże i ruszyliśmy do hotelu. Podróż trwała może pół godziny i około 19 miejscowego czasu byliśmy na miejscu. Orientation w przypadku agencji APiA ma miejsce w hotelu Double Tree by Hilton w Tarrytown i muszę przyznać, że jest to bardzo luksusowy hotel. Szybko zameldowałyśmy się w recepcji, gdzie dostałyśmy mały pakiet powitalny i kartę-klucz do pokoju. Marzyłam tylko o prysznicu i pójściu spać, więc szybko udałam się do pokoju - moją współlokatorką okazała się dziewczyna z Niemiec. Niedługo później zostały dostarczone nasze bagaże (musiałyśmy zostawić je w hallu po zameldowaniu), więc umyłam się i odpłynęłam w sekundę - zmęczenie+jet lag zrobiły swoje i nie obudziło mnie nawet nocne pojawienie się w pokoju trzeciej dziewczyny ;) biedna, podobno dobijała się do pokoju dobre 10min, bo jej klucz nie chciał zadziałać :D obudziłam się dopiero rano (niemal 12godzin później) i (nadal zmęczona) zwlekłam się na pierwsze poranne wykłady...

poniedziałek, 2 czerwca 2014

7.

Ponieważ dzisiaj niestety nie miałam czasu na napisanie nowej notki, postanowiłam wrzucić trochę fotek na zachętę :) enjoy!

Widoki z samolotu

Gdzieś nad Kanadą

Daleko jeszcze? ;)

Pokój w hotelu Double Tree by Hilton w Tarrytown

Pierwszy raz w NYC-Grand Central!

Madison Avenue i Chrysler Building w tle ;)

Rockefeller Center-najdroższe łyżwy w NYC (prawie $40!)
M&M's store na Times Square

Times Square w tle ;)

Times Square again

Empire State Building, na żywo wygląda na większy!

Dajcie znać, czy wolicie pooglądać więcej fotek, czy raczej poczytać o mojej przygodzie :) do usłyszenia! :)

6.

Ponieważ sama miałam mnóstwo wątpliwości i stresu przy załatwianiu wizy, postanowiłam napisać szczegółowy post na temat całego procesu. Mam nadzieję, że choć trochę Wam on pomoże :)

Ponieważ mój matching z rodziną odbywał się akurat w okresie świąteczno-sylwestrowym, wszystko było nieco utrudnione - dokumenty przyszły do mnie z opóźnieniem z powodu wielu wolnych dni, a biuro w Warszawie zwyczajnie było nieczynne. Niezbędne papiery wizowe dostałam we wtorek, 7 lutego. Od razu zabrałam się za wypełnianie wniosku wizowego mając na uwadze, że im szybciej będę mieć to z głowy, tym szybciej przestanę się stresować. W moim przypadku proces przebiegał następująco:

1. Należało zacząć od wypełnienia wniosku DS-160 online. Moja agencja przysłała mi szczegółową instrukcję jak wypełnić ten dokument. Ostatnim krokiem jest załadowanie zdjęcia wizowego (musi spełniać specjalne wymagania). Polecam wcześniej zeskanować sobie to zdjęcie i mieć je przygotowane na komputerze, ponieważ Wasz wniosek wygaśnie po 20min bez aktywności. Zapiszcie sobie numer bezpieczeństwa, który pozwoli Wam odzyskać Waszą aplikację, jeśli tak by się stało - ja oczywiście tego nie zrobiłam, zbyt długo zajęłam się zdjęciem i musiałam wypełniać wniosek raz jeszcze. Niby nic się nie dzieje, ale w prosty sposób można oszczędzić sobie czasu i nerwów. Po załadowaniu fotki wyświetli Wam się potwierdzenie wypełnienia tego dokumentu - koniecznie musicie go wydrukować, bo jest on niezbędny w ambasadzie/konsulacie. Jeżeli nie macie drukarki, jest możliwość zapisania tej strony w pdfie i wydrukowania jej przy innej okazji.
2. Mając potwierdzenie wypełnienia wniosku DS-160 możecie zalogować się na stronie Waszej ambasady/konsulatu i umówić się na spotkanie wizowe. Po raz kolejny należy wypełnić dane osobowe, rodzaj Waszej wizy (w przypadku au pair to wiza J-1), wpisać numer paszportu oraz Waszego potwierdzenia, a także dokonać przelewu za wizę (160$, ja zapłaciłam dokładnie 496zł). Następnie wybieracie datę i godzinę spotkania w ambasadzie w Warszawie, lub w konsulacie w Krakowie (termin miałam dostępny zaraz następnego dnia).
3. Ponieważ od kilku lat pomieszkuję sobie w Krakowie, umówiłam się na rozmowę do konsulatu. O godzinie 11.00 stawiłam się pod budynkiem (termin miałam wyznaczony na 11.30). Pod konsulatem kłębiło się pełno ludzi, a wśród nich dwójka młodych i pomocnych pracowników konsulatu. Zabrali ode mnie paszport oraz resztę papierów, wręczyli numerek na żółtym tle i kazali czekać. Wkrótce drzwi konsulatu otworzyły się, ale najpierw zostali zawołani ludzie z zielonymi numerkami. Jakieś 15min później zawołano żółte numerki - wchodziliśmy do konsulatu po 2, 3 osoby na raz. Na wejściu należało przejść przez bramki - kurtkę oraz torbę włożyłam do osobnych pojemników i położyłam na taśmę, po czym pracownik konsulatu prześwietlił, czy nie wnoszę nic niebezpiecznego. Następnie sama przeszłam przez bramki (jak na lotnisku). Akurat nie miałam na sobie nic metalowego, ale widziałam, że niektórzy przede mną musieli zdjąć pasek od spodni, czy zegarek. Po przejściu przez bramkę nie zapomnijcie odebrać kurtki i torby - ja oczywiście zapomniałam, dopiero pan ochroniarz ze śmiechem zawołał mnie z powrotem, bo ja od razu poszłam dalej :) w Krakowie osoby oczekujące na wizę udają się na lewo, natomiast obywatele USA na prawo. Wyszłam po schodach i znalazłam się w niewielkiej poczekalni - tutaj nie bardzo wiedziałam, jak się zachować, ale szybko zorientowałam się, że panie w okienku wołają po nazwisku. Przede mną zostało zawołanych kilka osób, a następnie ja musiałam podejść - pani za szybą miała moje wcześniej zabrane dokumenty. Najpierw musiałam zostawić na specjalnym skanerze odciski wszystkich 10 palców - czekając w kolejce spróbujcie pomasować sobie opuszki, w zimie czasem ciężko odczytać linie papilarne z chłodnych palców. Następnie oddała mi moje papiery, kazała pobrać numerek z maszyny obok i przejść do kolejnego pomieszczenia. Otrzymałam kilka stron pouczenia na temat praw człowieka w USA. W następnej poczekalni było chyba ze 30 osób i każda z nich oczekiwała na rozmowę z konsulem (osoby ubiegające się o wizy wspólnie podchodzili razem do konsula). Początkowo kolejka zmniejszała się bardzo powoli, ale wkrótce pojawił się drugi konsul i wszystko szło sprawniej. Od momentu wejścia do konsulatu, do momentu wyjścia minęła nieco ponad godzina. Na tablicy na ścianie wyświetlał się numer oraz okienko, do którego należy podejść. Rozmowę z konsulem przeprowadza się na stojąco - trochę jak na poczcie albo w kasie pkp. Byłam natomiast zaskoczona, że konsul zaczął ze mną rozmowę po polsku - miał doprawdy uroczy akcent. Pytania, jakie mi zadał:
-jaki jest cel mojej wizyty w USA
-na jak długo się tam wybieram
-czym się zajmuję w Polsce i ile lat studiów mi jeszcze zostało
-czy kiedykolwiek byłam w USA
-czy mam doświadczenie z dziećmi
-czy zapoznałam się z prawami człowieka, które otrzymałam wcześniej
-czy mówię po angielsku
-na koniec zapytał po angielsku, co bym zrobiła, gdyby moja host family zaoferowała, że schowa mój paszport w bezpiecznym miejscu - oczywiście należy odpowiedzieć, że nie wolno nikomu dawać Waszego paszportu, ani nikt nie ma prawa go Wam odebrać
-następnie z uśmiechem stwierdził, że moja wiza jest zaakceptowana oraz życzył mi miłego pobytu w USA
Powiem szczerze, że strasznie stresowałam się całym tym procesem wizowym - chociaż większość dziewczyn w programie bez problemu dostaje wizę, to czasem jednak zdarzają się wyjątki. Zabrałam ze sobą całą masę dokumentów dla konsula - dyplom licencjacki, moje referencje, aplikację i esej mojej host family, nawet wywołałam kilka zdjęć z dziećmi, gdyby trzeba było coś potwierdzać, jednak konsul o żadną z tych rzeczy nie zapytał - musiałam jedynie przedstawić paszport, DS-160, DS-2019 (który w całości dostałam wypełniony od mojej agencji) oraz opłatę za SEVIS (również dostałam od mojej agencji i nie musiałam dodatkowo za to płacić - moja agencja wniosła opłatę 35$) - jest to dokument, który poświadcza, że jako au pair jesteście traktowane jako "exchange visitors". Nie wiem dokładnie, o co w tym chodzi, ale musicie mieć to ze sobą przy rozmowie. Cała reszta papierów była mi zupełnie niepotrzebna, ale zawsze lepiej mieć za dużo, niż za mało! W końcu nigdy nie wiadomo, o co może zapytać Was konsul.
4. Ostatnim krokiem było odebranie paszportu z wizą - wcześniej zaznaczyłam, że wybieram odbiór osobisty w Krakowie, na ulicy Rzemieślniczej (tramwaj nr 19 albo 10 z Dworca Głównego w stronę Łagiewnik). Ja wysiadłam przystanek dalej i niestety musiałam się wracać, ponieważ dojście jest tylko od jednej strony. Generalnie mało ciekawa okolica, zdecydowanie lepiej podjechać tam samochodem. Żeby odebrać paszport trzeba stawić się osobiście i pokazać dowód osobisty oraz potwierdzenie spotkania w konsulacie (można wydrukować podczas umawiania terminu, albo odpisać numer ID). Po odebraniu paszportu koniecznie sprawdźcie, czy dane w Waszej wizie są poprawne i zgodne z danymi w paszporcie (bez polskich znaków) - ja dostałam od mojej agencji zdjęcie, jak wygląda prawidłowo wydana wiza. Jeżeli coś jest nie tak, należy jak najszybciej zgłosić to Waszej agencji, w przeciwnym razie wszystko może się opóźnić!

Mam nadzieję, że mój post rozwieje Wasze wątpliwości i doda otuchy w tym stresującym procesie. Wiza naprawdę nie taka straszna, jak się wydaje! Powodzenia :)

niedziela, 1 czerwca 2014

5.

Po zaakceptowaniu mojej aplikacji w systemie, zgłosiła się do mnie pierwsza host family - sześcioosobowa rodzina z Connecticut. Czwórka dzieci (nieważne, jak bardzo uroczych) wydawała mi się zbyt dużym wyzwaniem, jednak postanowiłam umówić się z tą rodziną na skypie. Rozmawiała ze mną tylko mama (dzieciaki były w szkole w tym czasie) - chociaż była bardzo sympatyczna, to jednak nie poczułam, że to mój idealny match. Nie zdążyłam jednak napisać jej moich odczuć, ponieważ następnego dnia dostałam od niej maila, że wybrała inną au pair.
Kolejna rodzina pojawiła się na moim koncie niedługo później - rodzice z dwójką dzieci, mieszkający w Pennsylwanii. W tym przypadku nie zdążyłam się nawet z nimi umówić na skypie. Zaraz następnego dnia napisali mi, że nie zdążą ze mną porozmawiać, ponieważ mija im deadline wyboru au pair, a mój profil znaleźli zbyt późno. Nie żałowałam jednak, bo chociaż wydawali się bardzo mili, to nie chciałabym spędzić mojego roku akurat w Pennsylwanii.
Trzecia rodzina napisała do mnie mniej więcej w tym samym czasie, co poprzednia - przeuroczy, młodzi ludzie z czteromiesięcznymi bliźniakami, mieszkający tuż koło NYC! Najpierw wymieniliśmy kilka maili - od razu ich polubiłam. Wkrótce umówiliśmy się na rozmowę na skypie - akurat wypadła ona na dzień po moich urodzinach (20 grudnia). Rozmawiałam z nimi bez żadnego skrępowania i zupełnie na luzie - okazało się, że pochodzą z Francji, ale już od 10 lat mieszkają w Stanach. W dodatku host tata ma rodzinę w Gdańsku i Gorzowie! Byłam przekonana, że rodzina szuka au pair mówiącej po francusku (a ja zupełnie nie znam tego języka), ale zapewnili mnie, że mój angielski w zupełności wystarczy - w dodatku wielokrotnie mnie za niego pochwalili! Powiedzieli, że oprócz mnie mają na oku jeszcze kilka dziewczyn i po świętach Bożego Narodzenia dadzą mi znać, kogo wybiorą. Mam doświadczenie z takimi maluchami, ale byłam przekonana, że znajdą kogoś lepszego. Zadzwonili do mnie kolejny raz 25 grudnia z informacją, że mnie wybrali ;) mając na uwadze nieprzyjemne doświadczenia z Cultural Care od razu się zgodziłam. Niestety, szybko okazało się, że moja decyzja była baaaaardzo nieprzemyślana...